wtorek, 30 września 2014

Nowe oblicze Renaty Przemyk

Na ten wpis czekałam długo. Można śmiało powiedzieć, że wręcz odliczałam dni do magicznej daty - 30 września, kiedy to do sklepów trafia nowa płyta Renaty Przemyk, pt. "Rzeźba dnia". W tym miejscu chciałam podziękować temu, kto wymyślił platformę Spotify, gdyż to właśnie dzięki niej nie musiałam nawet wychodzić z domu, by móc delektować się płytą. Jako, że pogoda nie zachęca do niczego innego, niż owinięcia się w kocyk z kubkiem herbaty / kawy / kakao, postanowiłam zaparzyć sobie kawę i zasiąść do słuchania. 
Z recenzją płyty jet nieco inaczej niż z czymkolwiek innym. To nie tak, że włączysz sobie album, odsłuchasz i już wiesz co myśleć. W moim przypadku, zwykle jest to kilka przesłuchań, choć to pierwsze jest na pewno najbardziej znaczące.  Zanim jednak przejdę do samych utworów, chciałabym zwrócić uwagę na samą okładkę albumu.

Gdyby się przyjrzeć poprzednim okładkom płyt Renaty Przemyk, możemy spostrzec, że ich kolory są raczej stonowane. Tutaj, mamy do czynienia wręcz... Z komiksem. Okładka aż bije kolorami, a przy tym jest niezwykle wymowna. Warto zwrócić uwagę na nawiązania do tytułów piosenek w postaci kota, wilka bądź też samej postaci kobiety, wystylizowanej bez wątpienia na rzeźbę. Stylistyka okładki zapowiada, że płyta na pewno nie będzie ponura.

Przyznam, że bardzo czekałam na tę płytę. Z wielu powodów. Na pewno jednym z nich był singiel promujący krążek pt. "Kłamiesz". Gdy pierwszy raz go usłyszałam, nie do końca byłam pewna, czy to aby na pewno Renata Przemyk. Zaskakiwał ilością elektroniki, tekstem, a także tym, że słychać w nim "naturalne" dźwięki. Ktoś mógłby pomyśleć, że taki misz - masz nie może wyjść dobrze, bo przecież co za dużo, to niezdrowo. W tym przypadku zupełnie nie czuć, że czegoś jest "za dużo". Dokładnie taka jest cała płyta. Wyważona, dobrze skomponowana a jednocześnie zaskakująca, oczywiście w pozytywny sposób. Nie powiem, że dokładnie tego oczekiwałam od "Rzeźby" choć efekt końcowy w pełni mnie przekonuje.

"Rzeźba dnia" to na pewno płyta wobec której nie da się przejść obojętnie. Pierwsza piosenka jest wręcz denerwująca ale, paradoksalnie, to dobrze. "Rzeźba dnia" - bo to pierwszy utwór na płycie - łapie słuchacza za ucho, zdając się mówić : "Patrz, tu jestem, posłuchaj mnie, mam coś ciekawego do przekazania". Już w pierwszym wersie słyszymy: "Taka jestem dzisiaj". Samo stwierdzenie wzbudza w odbiorcy ciekawość: czyli jaka? Dowcip polega na tym, że artystka nie mówi wprost, jaka dokładnie jest. Natomiast po samym charakterze piosenki, który w pewnym sensie brzmi kabaretowo, możemy przypuszczać, że jest osobą raczej zadowoloną z życia, spełnioną. Nie bez znaczenia jest tu podkreślane słowo "dziś". Artystka bez wątpienia chce nam powiedzieć: słuchajcie, jest dobrze, jestem szczęśliwa.

W piosence tytułowej nie uświadczymy za dużo elektroniki a nawet jeśli, to jest ona dobrze zamaskowana i podana w takiej formie, by nie odstraszyć. Z kolei drugi utwór z płyty, "Czas M", to już kompletnie inna bajka. Tutaj wsiadamy do bliżej nieokreślonego pojazdu i wyruszamy w podróż. Pytanie tylko czy starczy nam czasu. "Czas M" jest kawałkiem niezwykle klimatycznym, momentami wprowadzającym słuchacza w pewien bliżej nieokreślony trans. Zabawne, bo transu tego nie wywołują dźwięki elektroniczne a..skrzypce. Tak właśnie, skrzypce, które zaskakująco dobrze pasują do reszty kompozycji - bądź co bądź - elektronicznej w dużej mierze.

Utworem, który przemówił do mnie w dość mocny sposób, jest kawałek "Nic to jest". Początkowo wydawać by się mogło, że jest to przypadkowy zlepek słów, wyrażeń, połączonych całkiem lekką i przyjemną melodią i takie też wrażenie miałam, gdy po raz pierwszy usłyszałam tej piosenki. Za drugim razem, zaczęłam się zastanawiać i dotarło do mnie, jak bardzo prawdziwy jest ten tekst. Bo czyż w codziennym życiu, nie spotykamy się z obojętnością? Tak, dokładnie. Tekst mówi o obojętności a jednocześnie jest przepiękną prośbą o miłość. Refren, w którym słyszymy słowa: "Śpiewaj mi, że to jest coś najpiękniejszego na świecie, śpiewaj mi, że to nie zaboli". To bardzo mocne słowa a jednocześnie niesamowicie wzruszające. Człowiek zaczyna się zastanawiać ile razy sam prosił o to, by nie zostać skrzywdzonym.

Piosenką, którą nie wiedzieć czemu, skojarzyła mi się z dotychczasową twórczością Renaty Przemyk, jest „Raczej”. W pierwszym odruchu pomyślałam, że refren piosenki jest niesamowicie podobny do melodyki utworu „Kochana”, nagranego wspólnie z Katarzyną Nosowską. Być może stało się tak dlatego, ponieważ w tej piosence słychać charakterystyczne wokalizy i... akordeon. Sposób śpiewania zmusza odbiorcę do większego skupienia uwagi na tekście. "Raczej" jest piosenką w której muzyka, mimo iż współgra z tekstem to jednak stanowi bardziej tło, niż cokolwiek innego. Nie oznacza to jednak, że muzyka jest tu zupełnie nie nieistotna. Co więcej, w końcówce utworu, oprócz akordeonu słyszymy...dubstep. Delikatny, bo delikatny, ale jednak. Bardzo odważne posunięcie, brawo!

Na szczególną uwagę zasługują jednak dwa ostatnie utwory: "Wilk" oraz "Życie Bez". Pierwsza z nich jest najkrótszą piosenką z całej płyty - trwa niecałe trzy minuty ale za to, już od pierwszej sekundy, możemy poczuć się jak w ciemnym, mokrym lesie. Piosenka jest swoistym "thrillerem muzycznym" -  trochę strasznym a trochę trzymającym w napięciu. Nieomal czujemy na sobie oddech tytułowego "Wilka". Piosenka ta ma jakby dwie części: pierwszą - będącą wprowadzeniem do historii oraz drugą - okraszoną psychodelicznymi wokalizami artystki oraz mocnymi, elektronicznymi brzmieniami. Słuchając tej piosenki, czułam się trochę jak w jednej z ballad Mickiewicza. To niesamowite, że łącząc tradycyjne instrumenty z brzmieniami elektronicznymi można tak bardzo pobudzić wyobraźnię odbiorcy. W tym utworze jest to bardzo dobrze widocznie i przyznam szczerze, że jest on moim ulubionym kawałkiem z "Rzeźby".

Płyta kończy się z przysłowiowym przytupem. Piosenka "Życie Bez" otwiera słuchaczowi furtkę, zmusza do zastanowienia nad tym, czym tak w rzeczywistości jest prawda. To bardzo dobre nawiązanie do singla promującego krążek. Muzycznie, piosenka daje do zrozumienia, że to już koniec przygody. Bohaterem utworu jest Prawda, która "nieoczekiwanie rano wyszła" i "nie czekała znów tak długo". Piosenka skłania do zastanowienia nad treściami zawartymi na całej płycie. Artystka śpiewa, że "dobrze ułożone na języku słowo odpoczywa wiecznie w kruchcie ust bezpiecznie." Oznacza to, że wszystko już zostało powiedziane, historia jest skończona, a słuchacz sam musi zadecydować, co z nią zrobi - zapomni czy może jednak przemyśli.

Całość "Rzeźby dnia" można śmiało uznać za swego rodzaju historię, którą Renata Przemyk zdecydowała się z nami podzielić. Piszę, zdecydowała, bo 9 na 11 utworów, napisała sama artystka. Warto to zaznaczyć, bo dotychczas teksty piosenek Renacie Przemyk, w dużej mierze pisała Anna Saraniecka. Myślę, że to także ma wpływ na kształt krążka. W moim odczuciu, zestawiając go z poprzednimi płytami Renaty Przemyk, "Rzeźba dnia" jest bardzo osobista. W zasadzie trudno się dziwić - prace nad nią trwały dwa lata, co też widać na płycie. Słuchając "Rzeźby" ma się wrażenie, że każda z piosenek, przebyła długa drogę, by w końcu stać się tym, czym jest. Jest to też zdecydowanie najbardziej optymistyczna płyta w dorobku Renaty Przemyk.

"Rzeźba dnia" to płyta z przekazem, historią, której na pewno warto wysłuchać. Teksty dają do myślenia ale z kolei nie dają gotowych odpowiedzi na nasze pytania. My, jako słuchacze, musimy sami pewne rzeczy rozważyć we własnym sumieniu, wejść w pewien trans, który za sprawą elektroniki sam nas wciąga, zupełnie nie wiadomo kiedy. To płyta trudna, której trzeba przesłuchać przynajmniej kilka razy, by dobrze zrozumieć to, co artystka chciała nam przekazać. A przekaz ten jest z pewnością aktualny i godny uwagi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz