poniedziałek, 22 września 2014

Solanin i Punpun, czyli jak odkryłam, że autorka to jednak AUTOR.

W życiu każdego człowieka, dzieją się czasem takie momenty w których jego życie przewraca się do góry nogami. Czasem może to być odkrycie, że jednak jest się biseksualistą, czasem dowiesz się że twoja babcia miała bujne życie towarzyskie i twój tata to jednak nie twój tata. Sytuacje są różne. Żeby nie być gołosłowną, wpis ten będzie obrazował jedną z takich właśnie sytuacji, która mówiąc dobitnie, rozwaliła mój mózg na miliardy kawałeczków.

Jakieś pół roku temu, wpadła mi ręce manga. To w zasadzie nic szczególnego - mangi czasem wpadają w ręce - czy się tego chce czy nie. Tytuł niewiele mi mówił - Solanin.  
Skąd ja niby mam wiedzieć, co to jest? Ani to nazwa własna ani to imię psa. Ale kumpel mówi - przeczytaj koniecznie, naprawdę warto. No to przeczytałam. Nie zwróciłam nawet uwagi na nazwisko autora. Noc i dzień później,brakowało mi 24 godzin mojego życia. Próbowałam zrozumieć, co tak właściwie stało się w pierwszym tomie tej mangi. Po kolejnej nocy, w zasadzie nie było lepiej. Kolejne dwa dni nie poprawiły sytuacji ani o jotę. Krotko mówiąc - Solanin w pewien sposób odcisnął na mnie swoje piętno - czy mi się to podoba czy nie. Trzymałam w rękach te dwa nieszczęsne tomy mangi i przeklinałam Inio Asano za sam fakt popełnienia takiej mangi.

Nie będę zgłębiała się w fabułę mangi, bo a nuż widelec ktoś z Was będzie chciał przeczytać i co wtedy? Dobrym czasem na dobranie się do Solanina jest na przykład sesja.

Manga sama w sobie jest...Nietypowa. Po pierwsze, ze względu na kreskę. Uwierzcie mi, widziałam w swoim życiu już sporo mang. W każdej z nich był jakiś tam styl graficzny, nie zawsze polegający na "dużych oczach" ale takiej kreski to ja nie widziałam nigdzie. Jest oryginalna i lekka.

Trudno mówić tu o śmieszności, czy jakichkolwiek gagach, bo Solanin zasadniczo nie jest śmieszny. Solanin to dramat obyczajowy, ze sporymi tendencjami do dramatu psychologicznego. Dodam - DOBREGO dramatu psychologicznego. Wymierzony w młodych ludzi - ku przestrodze? Ku refleksji? Sama nie wiem. Na pewno jakiś cel był. Ktoś, kto skończył studia, albo jest w ich trakcie, albo ma na życie inny pomysł, albo właśnie wcale go nie ma - powinien mangę przeczytać. Nie po to, żeby utożsamić się z bohaterem. Po prostu powinien.

Po lekturze Solanina, długo nie sięgałam po mangi. Nie licząc Wampirzycy Karin, która była komedią z duża dawką funserwisu. Tego typu rzecz, była jak syrop na gardło, w momencie kiedy nie możesz powiedzieć słowa. Coś jest w stwierdzeniu, że człowiek czasem zwyczajnie potrzebuje się pośmiać. Tak szczerze i zdrowo.

Jakiś miesiąc temu, znów podrzucono mi mangę i znów była to manga autorstwa Inio Asano. Oyasumi Punpun, czy jak ktoś woli - Dobranoc Punpun. Polskiego tłumaczenia nie ma, nikt tego nie wydał, manga jest dostępna tylko online. W związku z tym, że mam mądry telefon, pół dnia szukałam odpowiedniej aplikacji, bo przecież nie będę siedziała cały dzień przed komputerem, żeby przeczytać 147 rozdziałów mangi. Zwłaszcza, ze zbiegło się to z planowanym wyjazdem na koniec świata, gdzie Internet nie sięga. Pomyślałam więc, że dobrze byłoby mieć to jednak zgrane na telefonie, skoro już jest tak mądry, niech mi umożliwi czytanie mangi. 

Przyznam szczerze, że zaczęłam czytać mangę w dużej mierze ze względu na zabawnie brzmiące imię głównego bohatera - Punpuna. Sami przyznajcie: samo słowo "punpun" brzmi zabawnie, prawda? 

W dużym skrócie - to znowu dramat psychologiczny, tym razem jednak poruszający dużo poważniejsze problemy niż Solanin. Co jest ważne i czego się nie przestraszcie jak sięgniecie po mangę - Punpun jest przedstawiany jako... Ptak. Bo tak naprawdę nie o samego Punpuna tutaj się rozchodzi. 

"Dobranoc Punpun" to manga o dojrzewaniu, miłości i niespełnionych marzeniach. To manga, gdzie czasem trzeba pomyśleć, zatrzymać się. Manga, wobec której nie da się przejść obojętnie. Wiem, że brzmię jak ktoś z taniego biura reklamowego i to, co piszę, może wydać się Wam zabawne, ale tak właśnie jest.

Czytając Solanina, założyłam na pewniak, że autorką jest kobieta. Po prostu nie ma opcji, żeby taką historię wymyślił facet. Faceci nie mają AŻ TAKIEJ wrażliwości, nie rozumieją tak dobrze kobiet, po prostu nie! W tym momencie na usta ciśnie mi się bardzo niecenzuralne wyrażenie i chyba ulegnę pokusie: taki chuj! Solanina i Punpuna napisał facet, czy Wam się to podoba czy nie.
Najzabawniejsze jest to, że odkryłam to dopiero przy drugiej jego mandze! Sytuacja jest o tyle zabawniejsza, że Mój Mężczyzna, który umie w znaczki i imiona japońskie i ogląda chińskie porno - bajki, też myślał, że to kobieta! Lepiej - znajomy podrzucający mangę też żył w niewiedzy. Dopiero potem wygooglował co trzeba i chyba jego życie tez zostało wywrócone do góry nogami. 

Asano, przez gazetę The Yomiuri Shimbun, uznawany jest za głos swojego pokolenia w mangach. Pisze w dużej mierze dramaty psychologiczne, tak zwane "slice of life", a także horrory. Na swoim koncie ma mniej więcej 12 pozycji. Jest laureatem nagrody dla młodych twórców mang - w 2001 roku otrzymał pierwsze miejsce w tym konkursie. Nie dziwi mnie to wcale - zarówno Solanin jak i Oyasumi Punpun, czytało się świetnie. Do innych mang jeszcze nie dotarłam - czekają w długiej kolejce. Myślę jednak, że fakt iż na podstawie Solanina powstał pełnometrażowy film, też o czymś świadczy. Samego filmu nie widziałam, nie lubię produkcji fabularnych, zwłaszcza life-action, które są na bazie mang. Manga to manga. Koniec. Czasem na jej podstawie może powstać anime. Ale to wszystko. Natomiast zarówno Solanina jak i Punpuna bardzo Wam polecam. 

Na sam koniec powiem tylko, że notka ta powstała, dzięki rozmowie ze Zwierzem Popkulturalnym. Żałuję, naprawdę żałuję, że nie miałam więcej czasu, by z Tobą pogadać. Mam nadzieję, że uda nam się to kiedyś nadrobić!



4 komentarze:

  1. Tak zachęcasz, że chyba zaproponuję wymianę: Ty mi załatwisz tą mangę, ja Tobie pożyczę Gromyko! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Solanin jest obecnie u Chipsa, a pierwotnym właścicielem jest Shin xD

      Usuń
  2. Czyli bohater to wróbelek? To jak w Chobitsach, w "bezludnym mieście". Tylko tam były króliczki. Może autor się inspirował?

    OdpowiedzUsuń
  3. nie powiedziałabym, że wróbelek. Po prostu ptak. Taki jak na zdjęciu.

    OdpowiedzUsuń