niedziela, 7 września 2014

Long way home...

Dzisiejszy wpis będzie o grze, którą zaczęłam ze względu na jedną, jedyną rzecz - piosenkę endingową. Mowa tu mianowicie o grze roku 2012, wydanej przez studio Telltale Games "The Walking Dead". Na sam początek - piosenka.
Nie zamierzam rozpisywać się tutaj nad wspaniałością pierwszego sezonu, ponieważ właśnie dziś skończyłam drugi sezon tej gry.
Pierwszą, podstawową rzeczą, którą na samym początku należy uwzględnić, to że gra wychodzi w epizodach. Premiera pierwszego "odcinka" drugiego sezonu, miała miejsce 17 grudnia 2013 roku. Sezon zawiera 5 "odcinków", które ukazywały się mniej więcej co 3 miesiące. Doświadczenie pierwszej części The Walking Dead, nauczyło mnie, by nie zaczynać pojedynczych części, tylko grać wtedy, kiedy wyjdą już wszystkie epizody. Tak też zrobiłam. Ostatni odcinek drugiego sezonu, ukazał się 26 sierpnia bieżącego roku. 
W związku z tym, jak dobrą i przyjemną grą była pierwsza część, oczekiwałam więcej.


The Walking Dead, to gra przygodowa. Można śmiało powiedzieć, że to swego rodzaju serial interaktywny. W założeniu, dużo zależy od tego, jakiego wyboru w danym momencie dokonamy: kogo zdecydujemy się uratować, kogo zostawić, po czyjej stronie stanąć. W świecie przedstawionym, pełnym zombiaków, świecie, w którym brakuje jedzenia, medykamentów czy wody a czasem nawet miejsca by się schronić, takie wybory powinny być istotne. I naprawdę są.
Dużym plusem gry jest to, że okazała się dużo bardziej poważniejsza niż pierwszy sezon. Moim zdaniem, stało się tak dlatego gdyż bohaterka, którą gramy, Klementynka, jest starsza i mądrzejsza. W związku z tym, musi dokonywać poważniejszych wyborów. W pierwszym sezonie brakowało tego typu rzeczy. W drugim, nagle trzeba było zdecydować, czy kogoś zabić, czy jest to słuszne bądź też, czy ruszyć dalej, czy też zostać w kryjówce, bez względu na konsekwencje. Klementynka też zdecydowanie częściej używa broni. Strzela do zombiaków, nierzadko ratując życie poszczególnym postaciom. W zasadzie, to właśnie Klementynka jest takim "ogniwem łączącym" pozostałych członków grupy. To ona zazwyczaj łagodzi konflikty powstające w grupie. Jest wsparciem, przyjaciółką, a jednocześnie...Ma zaledwie 11 lat. Trzeba przyznać, że twórcy gry, bardzo ładnie połączyli jej dziecinność z sytuacją w której się znalazła. 


 Na początku , Klementynce towarzyszą Christa i Omid - dwójka dorosłych, którzy zaopiekowali się nią na końcu pierwszego sezonu gry. To z nimi zaczynamy przygodę w drugim sezonie. No...Nie do końca z nimi, bo w zasadzie to z Christą. Klementynka wędruje wraz z nią szukając schronienia, znamiennego "Wellington". Wellington, jest swoistą Ziemią Obiecaną, miejscem, gdzie zombiaki nie mają racji bytu, miejscem pełnym medykamentów, jedzenia i picia. To tam właśnie zmierzają nasze bohaterki. Problem w tym, że na samym początku gry, Klementynka i Christa zostają rozdzielone, w związku z czym, nasza mała bohaterka postanawia znaleźć swoją opiekunkę, ciągle mając nadzieję, że ona żyje. Na swej drodze spotka wielu ludzi - przyjaznych i mniej przyjaznych. 
Mniej przyjazny bez wątpienia jest Carver. Klementynka, wraz ze swoimi współtowarzyszami, zostaje porwana przez jego bandę. Wydawać by się mogło, że nie ma żadnej drogi ucieczki - ludzie Carvera są uzbrojeni po zęby, miejsce w którym ich przetrzymują jest ogrodzone drutem kolczastym i wysokimi murami. Carver jest bezwzględny, włamuje się do kryjówki grupy Klementynki, jest podstępny i brutalny. Wspominając Carvera, nie można pominąć jednej, bardzo istotnej postaci z pierwszego sezonu - a mianowicie Kenny'ego. Ta dwójka najpewniej została stworzona na zasadzie odbicia lustrzanego. Obaj są porywczy, surowi i potrafią walczyć do samego końca, jeśli w grę wchodzi jakiekolwiek zagrożenie. 
Zupełnie innym typem bohatera jest bez wątpienia moja ulubiona postać z całej gry - Jane. Jane poznajemy właśnie w kryjówce Carvera. Początkowo jest cicha, nie rozmawia z pozostałymi, jest typowym outsiderem. Klemenynka najpierw się jej boi, nie umieją nawiązać kontaktu, jednakże ostatecznie można powiedzieć, że się zaprzyjaźniają. Jane staje się poniekąd starsza siostrą naszej bohaterki, stara się ją chronić, a jednocześnie uczy tego jak przetrwać na wypadek, gdyby została sama. Jane może w pewien sposób odrzucać, ale to ona zazwyczaj wpada na rozwiązania mające na celu chronienie grupy i są to dobre rozwiązania. Dużą zaletą postaci jest także jej historia. Mnie także spodobał się jej design. 
Mogłabym tak pisać w nieskończoność, wymieniać postaci, te które lubiłam, które mnie irytowały, które śmieszyły. Zajęłoby mi to zapewne całą wieczność, dlatego przejdę teraz do samego gameplayu. 
Gra zdecydowanie stworzona jest na pada. Sterowanie nim w tej grze to czysta przyjemność. Komunikaty wysyłane przez grę co i jak mamy zrobić nie irytują w żaden sposób, są takie "w sam raz".  Dodatkowym plusem, jest także mało inwazyjny tutorial, który sprytnie został wpleciony w fabułę. Dużą zaletą jest też zmienny czas na podjęcie decyzji. Jeśli znacząco może ona wpłynąć na bieg wydarzeń - czas płynie bardzo szybko, jeśli nie jest jakoś szczególnie istotna - możemy się nawet dłuższą chwilę po zastanawiać nad tym, co chcielibyśmy powiedzieć. Ponad to, szukanie różnego typu rzeczy jest dziecinnie proste, bo zazwyczaj różnią się one w znaczący sposób faktura, kolorem, bądź też są wyróżnione poprzez to, ze na przykład leżą na środku pomieszczenia, wydając się krzyczeć: "hej, to mnie masz znaleźć, po to tu leżę!". W tej części, twórcy postawili na dialogi i ich znaczenie, a odeszli nieco od zagadek i misji zręcznościowych. W drugim sezonie, znacznie większą wagę przywiązano do gry na emocjach, swoistego przywiązywania się bądź też nienawiści do poszczególnych bohaterów. Paradoksalnie, to właśnie uczyniło grę ciekawszą. Tym razem, komunikaty o tym, że nasze wybory wpływają na to co się stanie nie są już tak do końca bez znaczenia. 
Zdecydowaną zaletą gry, jet muzyka. Jared Emerson - Johnson niewątpliwie postarał się, by muzyka potrafiła jeszcze bardziej zagrać na emocjach niż miało to miejsce w pierwszym sezonie. Każdy utwór, jest dopasowany do danej sceny w taki sposób,by stawał się przysłowiowa wisienką na torcie. Nie jest tak, że scena jest nieciekawa, ale muzyka tak. Te dwie rzeczy idealnie ze sobą współgrają. To melodyjne kompozycje, czasem okraszone delikatnym, ledwie słyszalnym wokalem, które idealnie spełniają swoją funkcję: są dopełnieniem całości. Na uwagę zasługują tez piosenki endingowe poszczególnych epizodów. Ich aranżacje ładnie współgrają z resztą soundtracku - nie jest tak, że są totalnie oderwane od czapy. Szczególnie spodobał mi się kawałek, który swego czasu wykonywała grunge'owa grupa - Nirvana. Mowa tu o "Where did you sleep last night". Wykonanie Janel Drewis jest fantastyczne, mimo iż kompletnie inne od tego które znałam dotychczas. 
Jeśli chodzi o trudność gry, jest ona dziecinnie prosta. Gra wszystkiego nas nauczy, pozwoli w razie czego powtarzać daną rzecz nieskończoną ilość razy, choć zwykle nie jest to konieczne. To moim zdaniem minus, bo przy pierwszej części nie raz i nie dwa, trzeba się było namęczyć, żeby dobrze wykonać jakąś misję. W tej części, co najwyżej trzeba było w miarę sprawnie strzelać do zombiaków, które poruszały się zazwyczaj tempem żółwia wyścigowego. Gra jednakże nadrabia fabułą. To jej zdecydowany plus. Jest to ciekawy "serial" dobrze się w niego gra, nie nudzi, a epizod, który teoretycznie miał być fillerem, okazał się całkiem interesjuący, mimo tego iż tak na dobrą sprawę, nic się w nim nie działo. 
Czy warto zagrać? Zdecydowanie. Epizody nie są jakoś specjalnie długie - trwają około godziny, może trochę dłużej, a przy tym są wciągające. Uważam, że naprawę warto znaleźć te kilka godzin, usiąść i przeżyć wraz z Klementynką momentami niebezpieczną, czasem wzruszającą a nawet wręcz smutną przygodę. Gwarantuję Wam, że nie będzie to czas stracony. W mojej ocenie, gra to mocne 8/10.

1 komentarz:

  1. Szczerze mówiąc "dwójka" zrobiła na mnie trochę mniejsze wrażenie niż "jedynka". Przede wszystkim scenarzyści zaczynają męczyć pewną schematycznością: naj­pierw jest umiar­ko­wa­nie spo­koj­nie, po­tem ro­dzi się ko­nflikt, któ­ry osta­tecz­nie eska­lu­je i kie­dy ma już wy­buch­nąć, na ho­ry­zon­cie po­ja­wia­ją się zom­bie i roz­pę­tu­je się wal­ka, któ­ra osta­tecz­nie zmu­sza uszczu­plo­ny skład bo­ha­te­rów do prze­nie­sie­nia się w inne miej­sce, a tam wszyst­ko roz­po­czy­na się od nowa.
    Po drugie, mimo że pokazanie historii z perspektywy dziecka zdecydowanie jakoś tam odświeżyło znaną z pierwszego sezonu formułę, to jednak tutaj też twórcy posunęli się za daleko - no bo to normalny liczyłby się we wszystkim ze zdaniem małej dziewczynki w sytuacji zombie-apokalipsy?
    Nie zgodzę się do końca w kwestii muzyki, bo moim zdaniem było jednak sporo recyklingu. Fakt, że oprawa jest piękna, ale kompozytor trochę zatrzymał się w miejscu.
    Szkoda, że nie wspominasz o aktorach, bo przecież oni "robią" tutaj klimat. Zwłaszcza Melissa Hutchinson jako Clemie i Michael Madsen (sic!) jako Carver.
    Ogólnie drugi sezon to nadal świetna pozycja, w którą warto zagrać (a trzy różne końcówki wgniatają w fotel), ale jednak w porównaniu do pierwszej części, czegoś jej brakuje.
    PS. Jeśli Ci się TWD spodobało, to polecam też "The Wolf Among Us" od tych samych twórców. Rozgrywka mniej więcej taka sama, klimat zupełnie inny (kryminał neo-noir z postaciami baśniowymi w centrum), ale moc jest :)

    OdpowiedzUsuń