Lubię filmy i seriale o superbohaterach. To jest niezaprzeczalny fakt. Faktem jest także to, że miłością do tego typu kina zaraził mnie Mój Mężczyzna. Szczególną sympatią darzę Iron Mana i Batmana, choć bliska z jakiegoś powodu jest mi także Harley Quinn a ostatnimi czasy pewien Szop, trudniący się robieniem szemranych interesów. Jeśli natomiast miałabym wybierać, które uniwersum jest mi miłe ze względu na wszelkiego rodzaju seriale, to zdecydowanie jest nim DC. Ku mojej uciesze, tej jesieni wychodzą aż trzy trzy produkcje bazujące właśnie na DC: Gotham, Arrow oraz Flash. I właśnie tej ostatniej poświęcony będzie ten wpis.
Na Flasha czekałam w zasadzie już od momentu, kiedy Barry Allen pojawił się w jednym z odcinków Arrowa i jak się okazało, długo czekać nie musiałam. Trochę z duszą na ramieniu trochę z wypiekami na twarzy, odliczałam dni do premiery pilotażowego odcinka serialu. Moje obawy bazowały w dużej mierze na charakterze, który twórcy mogli nadać historii o tym superbohaterze, a mianowicie bałam się, ze zrobią z tego kolejną, ciężką i mroczną produkcję, co w moim odczuciu absolutnie do Flasha nie pasuje. Na szczęście
moje obawy się nie sprawdziły, bowiem, przynajmniej odcinek pilotażowy, zrobiony był w zupełnie lekkiej i przyjemnej konwencji. To zdecydowanie działa na plus. Dlaczego tak uważam? To proste: do serialu, w którym nasz bohater dostaje moc poprzez uderzenie pioruna i dzięki temu może poruszać się z ultra zawrotną szybkością, mrok, chociażby ten z Arrow'a, zwyczajnie nie pasuje. Powiem więcej, to w gruncie rzeczy jest zabawne.
Dobrym posunięciem było także obsadzenie w tytułowej roli Granta Gustina. Poza tym, że póki co udaje mu się oddać charakter postaci, to jeszcze pasuje do niej wizualnie - drobny, chudy, niepozorny facet o przenikliwym spojrzeniu. Dokładnie taki, w moim wyobrażeniu powinien być Barry Allen.
Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem, był sam sposób prowadzenia historii. Miała ona jasno określony początek, kilka koniecznych fashbacków, a także koniec. To sprawiło, że odcinek oglądało się bardzo przyjemnie a wisienką na torcie są oczywiście błyskotliwe dialogi, które dodawały uroku, przynajmniej jeśli chodzi o pierwszy odcinek.
Trochę zabolało mnie wprowadzanie w moim mniemaniu takich "głupich akcji". Co przez to rozumiem? Chociażby fakt zabrania przez jedną z głównych bohaterek laptopa na galę otwarcia Star LABS. Powiedzmy sobie szczerze: kto normalny, bierze laptopa na imprezę, na której z góry wiadomo, że będzie masa ludzi? Oczywiście jasnym było, że w tym przypadku coś się z tym laptopem stanie.
I tutaj dochodzimy do momentu, w którym widzę coś, co niekoniecznie podoba mi się w tym serialu. Wiadomo, ze nie wszystkich bohaterów musimy uwielbiać i wychwalać pod niebiosa, ale jeśli są oni po prostu głupi, to siłą rzeczy rzutuje na ogólnym kształcie produkcji. Taką bohaterką bez wątpienia jest Iris - przyjaciółka Barrego. Jej zachowanie jest po prostu głupie. To taka trochę trzpiotka, która ie do końca wie, jak zachować się w danej sytuacji. Obsadzenie w tej roli Candice Patton to z jednej strony pomysł trafiony - ma miłą twarz, wręcz powiedziałabym, że słodką, a z drugiej - osobiście tego typu postaci w serialach, zwyczajnie mnie irytują. Niemniej jednak, zdaję sobie sprawę z tego, że publika chce takich postaci.
Chwilę uwagi warto też poświęcić na postać "głównego złego" pierwszego odcinka. Clyde Mardon, bo o nim mowa, uznany za zmarłego, nagle powraca. Co więcej - powraca z super mocą, jaką jest...Władanie chmurami. W pojęcie "władanie chmurami" wchodzi niemalże wszystko - od sprowadzania potężnej burzy po tworzenie kosmicznych rozmiarów tornad. Brzmi zabawnie, aczkolwiek tutaj, twórcy się postarali i jednak pokazali, że zły musi być zły, nawet jeśli ma śmieszną super moc. Clyde wygląda mniej więcej tak, jakby dopiero co zamordował komuś całą rodzinę ( co w gruncie rzeczy jest po części prawdą ) i miał ochotę na więcej. Z jakiegoś powodu, ten mroczny wizerunek mnie nie razi. Być może dlatego, że jest on przedstawiony w sporym kontraście z resztą bohaterów serialu i tym samym staje się dużo bardziej wyrazisty,
Flash zapowiada się dobrze, choć nie wybitnie. Mam nadzieję, że będzie to sympatyczny serial o superbohaterze, z lekkim przymrożeniem oka. Liczę na wybuchy, pościgi i dawkę dobrego humoru. Czy spełni moje oczekiwania? No cóż, trudno powiedzieć. Mam jednak nadzieję, że tak i, że będzie to serial, który skutecznie będzie mnie chronił przed jesienną chandrą.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz