sobota, 18 października 2014

No to hit czy jednak miss?

Często jest tak, że ktoś mi coś poleca: serial, komiks, książkę, cokolwiek. Zazwyczaj od razu sprawdzam, czym jest dana rzecz i czy rzeczywiście jest warta obejrzenia. Czasem jednak jest tak, że zanim zabiorę się za oglądanie danego serialu bądź też czytanie komiksu, mija trochę czasu. Nie zawsze też jest to łatwa i przyjemna lektura. Z Hit & Miss już od samego początku miałam problemy: czy to z dostępnością serialu czy też z fabułą. Założyłam bowiem, że serial mający zaledwie 6 odcinków nie może być zły, zwłaszcza jeśli główna bohaterka jest zabójcą na zlecenie. Zakładając, że będę miała do czynienia z kawałkiem dobrego kina akcji, włączyłam Hit & Miss.

Przyznam szczerze, że pierwszy odcinek w żaden sposób mnie nie porwał. Powiem więcej - momentami nudził niemiłosiernie. Byłam w zasadzie na skraju porzucenia serialu, jednakże coś kazało mi dać mu szansę. Drugi odcinek był lepszy, w związku z czym dobrnęłam do końca, choć zdecydowanie nie była to łatwa droga.

Zacznę może od krótkiego opisu serialu. Czym w ogóle jest Hit & Miss? To krótki, bo jak już wspomniałam, ledwie 6-odcinkowy serial, którego główną bohaterką jest zabójczyni na zlecenie. Brzmi w sumie banalnie ale jeśli dodamy do tego fakt , że nasza zabójczyni jest w rzeczywistości transseksualistą to nagle zaczyna robić się ciekawiej, prawda? Mia, bo takie jest imię naszej głównej bohaterki, zostaje poinformowana listownie o śmiertelnej chorobie swojej byłej partnerki - Wendy i jednocześnie zostaje poproszona, by zostać prawnym opiekunem jej 4 dzieci, w tym Ryana, który to jest synem Mii. W związku z powyższym, Mia jedzie spotkać się z Wendy i jak się zapewne domyślacie, oczywiście jest już za późno. I od tego momentu zaczyna się zabawa.

Nie zamierzam zdradzać szczegółów fabularnych serialu. Z pewnością natomiast nie będę szczędziła pochwał dla Chloe Sevigny, która wcieliła się w postać Mii. Po pierwsze nie miała łatwo - nie okłamujmy się - zagranie transseksualisty nie należy do najprostszych. Poza tym, brawa za charakteryzację - Mia jest jednocześnie kobieca ale też bardzo wyraźnie widać elementy wskazujące na jej męską przeszłość. 

Przyznam jednak szczerze, że największy problem miałam z samą reżyserią serialu. Przede wszystkim raził mnie brak dynamiki. Wszystko, co się działo, sprawiało wrażenie niesamowicie rozciągniętego w czasie, przez co serial momentami się dłużył. Natomiast z drugim odcinkiem, w reżyserii nastąpił minimalny przełom. Dynamika nadal była pojęciem abstrakcyjnym, aczkolwiek zaczęło się dziać coś zupełnie innego. O ile przy pierwszym odcinku to, co się wydarzy dalej, średnio mnie interesowało, o tyle od drugiego odcinka nie mogłam się od serialu oderwać. Nie była to jednak niemożność oderwania się, towarzysząca mi chociażby przy filmach z Batmanem czy Iron Manem. To było coś dużo trudniejszego i, na dobrą sprawę, męczącego. Fabuła wciągała ale jednocześnie męczyła psychicznie. 

I w tym momencie dochodzimy do miejsca, w którym okazuje się, czym tak naprawdę jest Hit & Miss. Przede wszystkim - to w żadnym wypadku nie jest serial sensacyjny. Wyścigów bądź też wybuchów tam nie uświadczymy. Zostaniemy za to poczęstowani historią ciekawą, acz trudną. Hit & Miss jest bardzo, ale to bardzo dobrym dramatem. Poza świetnie napisanymi postaciami, mamy tu też niezwykle ciekawą historię, która, jak to często bywa w przypadku dramatu, nie jest tylko tłem postaci ale też jakby z nimi współgra. Nie mamy tutaj rzeczy nieistotnych fabularnie.

Hit & Miss jest pełne problemów i to też nie do końca mi pasuje. To znaczy problemy w serialu to fajna sprawa, niemniej jednak ich nadmiar już niekoniecznie. Oglądając Hit & Miss, widz ma wrażenie, ze to, co się dzieje w serialu, dotyczy też jego osoby. To nie do końca dobrze, chociaż z drugiej strony, pokazuje naprawdę dobry scenariusz i reżyserię.

Coś, co nadaje unikalnego charakteru serialowi, to z pewnością muzyka. Dickon Hinchliffe wykonał naprawdę fantastyczną robotę. Muzyka w Hit & Miss doskonale oddaje klimat serialu. Czasem nawet można odnieść wrażenie, że wręcz kpi sobie z odbiorcy. Bardzo podobały mi się momenty, kiedy sytuacja była poważna czy wręcz tragiczna, a w tle leciała wesoła melodyjka rodem z jakiejś małej, nikomu nieznanej wsi.

Serial zasługuje na bardzo duży plus z jeszcze jednego powodu a mianowicie zakończenia. Uprzedzam, że spoilerów nie będzie, niemniej jednak, chciałabym kilka słów o samym zakończeniu powiedzieć. Po pierwsze, mniej więcej od połowy piątego odcinka, widz sam zaczyna snuć wizje zakończenia. No właśnie -  zakończenie. W Hit & Miss, widz nie wie co się wydarzy a zakończenie daje spore pole do popisu. Ktoś mógłby się przyczepić do tego, że historia nie jest skończona. Wręcz przeciwnie - ona jest absolutnie skończona. Sęk tylko w tym, że nie wiemy jak. Innymi słowy - zakończenie jet otwarte i moim zdaniem to bardzo dobre rozwiązanie, biorąc pod uwagę całą historię.

Gdybym miała podsumować swoją przygodę z Hit & Miss w jednym zdaniu, to brzmiałoby ono: Zmęczył mnie ten serial. Nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Co najlepsze, nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy to dobrze czy źle. W zasadzie cały czas musiałam bardzo mocno zwracać uwagę na to, co się w nim dzieje i jednocześnie mierzyć się z problemami w nim przedstawionymi. Niemniej jednak, przez te 6 odcinków bardzo polubiłam Mię, a jej historia na pewno na dlugo pozostanie w mojej pamięci.

1 komentarz:

  1. dobrze, miałaś się zmęczyć, za dużo pierdółek nie można oglądać ;D

    OdpowiedzUsuń