czwartek, 16 lipca 2015

Trust me - I'm...Zombie.

Jestem chora, szef dał mi wolne, pies kiedy się dowiedział, że jednak nie umieram, wolego mi nie dał. Nie zmienia to jednak faktu, że w końcu obejrzałam do końca pierwszy sezon I-Zombie, czy jak to się tam pisze. Człowiek w chorobie popełnia różne dziwne i nie do końca zrozumiałe rzeczy. I to zdanie nie jest tu użyte przypadkowo.
Po pierwsze, należy zacząć od tego, czym w ogóle jest owe I-zombie. I prawdę powiedziawszy, mam z tym spory problem. Ani to SF, ani fantasy, ani kryminał czy komedia. Powiedziałabym z pewną dozą nieśmiałości że to swoista hybryda wśród seriali. Mój szef mówi, że napęd hybrydowy to spoko opcja. Jak się okazuje, w serialu też działa.

Mamy naszą główną bohaterkę, Olivię Moore, bardzo dobrze zapowiadając się i ambitną panią doktor, z planami na przyszłość, wliczając w owe plany całkiem sensownego narzeczonego. Olivia jet niesamowicie dokładna, ułożona, zdawać by się mogło - wzór cnót wszelkich. Tak, do pewnego momentu. I tutaj przechodzimy do tego, w jaki sposób nasza pani doktor stał się zombie. Bo przecież wszyscy wiecie, że o tym jest ten serial, prawda?...Nie? No cóż. Olivia staje się zombiakiem, po tym jak dziwnym zbiegiem okoliczności ląduje na suto zakrapianej imprezie, na łodzi. W skrócie - zostaje zadrapana przez...Ok, zapędziłam się, o tym będzie za chwilę.

Nasza Olivia staje się zombie. Zasadniczo to nie jest najłatwiejsza sytuacja w jej życiu. Ba! cała dotychczasowa rzeczywistość, w której żyła, wywraca się do góry nogami. Nie będę pisała o tym co i jak i dlaczego. Wywraca się. I na tym poprzestańmy.

Serial w sam sobie jest całkiem przyjemną rozrywką. Jak to powiedziała Czarny Kotu - taki serial trochę na odmóżdżenie. O, jakże ironiczne wydaje się to stwierdzenie, kiedy obejrzało się wszystkie odcinki.

Zombie w przedstawionej w serialu rzeczywistości, żywią się... Mózgami. I tu dochodzimy niejako do sedna sprawy. Olivia, wybierając mniejsze zło, a tym samym zapewniając sobie stały dostęp do pożywienia, podejmuje prace w kostnicy, jako asystentka koronera. Co więcej, staje się "medium" które pomaga rozwiązywać policji, reprezentowanej przez przesympatycznego detektywa Babineaux. Jej nadprzyrodzone zdolności, pomagają rozwikłać najtrudniejsze zagadki śmierci poszczególnych osób.

Początkowo miałam mieszane uczucia co do konstrukcji serialu. Coś na zasadzie - morderstwo tygodnia. Aczkolwiek, w połączeniu z głównym wątkiem, wcale nie było tak znowu najgorzej. Jak nie trudno się domyślić, głównym złym, jest niejaki Blaine. Ten sam, który de facto stworzył naszą Zombie-Olivię. Sprawa jest całkiem ładnie poprowadzona, właściwie do samego końca nie wiemy, jaki będzie jej finał.

Serial obfituje w bardzo charakterystyczne postaci i jest to jego główna zaleta. Są one wyraziste, zabawne - z tego miejsca przesyłam największe wyrazy sympatii dla Raviego - koronera z którym pracuje nasza bohaterka. Chciałabym też uprzedzić tych, którzy zapragną obejrzeć serial. Nie przywiązujcie się do bohaterów za bardzo. Serio, radzę ze szczerego serca.

Kolejną niewątpliwą zaletą "I-Zombie" są dialogi. Bardzo dobre, dynamiczne, doskonale wpisujące się w formułę serialu. Co jest także niezwykle ważne - dialogi pasują do postaci. Nie ma tutaj zjawiska pt. "Chcę być fajny za wszelką cenę, to nic, że moja postać wcale taka nie jest". To jest zdecydowany plus. Twórcy serialu, postawili na autentyczność, jeśli w ogóle o takowej można mówić w przypadku serialu o zombie.

No i ostatnia rzecz, o której, jeśli bym nie wspomniała, nie byłabym sobą. Mam swego rodzaju "hopla" na punkcie wszelkiego rodzaju rozwiązań graficznych użytych w produkcjach telewizyjnych czy też kinowych. W "I-zombie" zastosowano całkiem prosty, acz dający bardzo fajny efekt zabieg. Mianowicie mowa tu o "wstawkach" komiksowych. Biorąc pod uwagę, ze jest to serial o zombie, są one jak najbardziej na miejscu. Po pierwsze urozmaicają całość, a po drugie, postaci narysowane komiksowo, są bardzo podobne do tych które rzeczywiście przedstawiane są w serialu. Rzadko się to zdarza, to fakt. Nie mniej jednak tutaj, zabieg ten sprawdził się w stu procentach.

Podobnie jak w przypadku OITNB, tak i tutaj mamy bardzo przyjemną dla oka i ucha czołówkę. Komiksową oczywiście. W sumie, co mi tam, sami oceńcie:


Krótko zwięźl i na temat. W zasadzie czołówka wyjaśnia wiele. I dodatkowo jest uzupełniona o energiczny kawałek, niejako dopasowany do całej tematyki serialu.

Jedynym zarzutem, jaki mam wobec "I-zombie" jest zakończenie pierwszego sezonu. Nie będę pisała dlaczego. Mam jedynie smutne wrażenie,oby się nie sprawdziło, że drugi sezon już taki super nie będzie. Obym się myliła. 

Uciekam spać...Znaczy ten. Mr.Robot czeka. A niebawem, być może, recenzja książki...trzymajcie się!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz