Nadal leżę chora, seriali milion, kaszlu również milion. Seriale się oglądają, mam już chyba faworyta ,jeśli chodzi o sezon letni, ale nie o tym dziś. Dziś praktycznie wcale nie kulturowo. Bardziej prywatnie. Wspominałam już o tym, że w czasie kiedy nie pisałam bloga, dorobiłam się paru rzeczy, m.in. psa. O psie dziś właśnie będzie. I o tym, jakie bonusy niesie za sobą adopcja psiaka własnie ze schroniska.
Historia jest przednia zasadniczo. Począwszy od tego, że tak właściwie, to było bardzo...dziwne. Tak, to chyba najlepsze określenie dla tej sytuacji. Po pierwsze mniej więcej pod koniec maja, zaczęliśmy z Moim Mężczyzną rozmawiać o fakcie posiadania psa właśnie. Ja marzyłam o tym całe życie, Przemek natomiast całe życie wychowywał się z psami. U mnie wyglądało to nieco dziwnie.
Mam takie maleńkie przebłyski, ze kiedyś, jako małe (bardzo małe) dziecko odbyłam rozmowę z mamą własnie na temat tego, że "Mamo ja chcę psa". Wszystkie moje koleżanki z bloku psa miały( przynajmniej te, z którymi lubiłam się bawić) w związku z powyższym i ja psa zapragnęłam. Mama, bardzo zresztą rozsądnie powiedziała, że najpierw zrobimy testy na alergię, czy pies w ogóle ma rację bytu. pies, zdaniem pani doktor racji bytu nie miał, zatem temat umarł. Ale ja nadal chciałam psa.
Jako nastolatka, doświadczyłam uczucia przeprowadzki z bloku do domku jednorodzinnego. Więc, analogicznie i logicznie, temat psa wrócił. tym razem argumenty były inne, niekoniecznie mnie przekonywały, ale mama nadal była na nie. Co najśmieszniejsze, na kota się zgodziła. Mniejsza.

Zatem, wracając na właściwe tory, zaczęła się dyskusja o psie właśnie między mną a Mężczyzną Moim. Stanęło na tym, że pies tak, że sunię bierzemy i żeby szukać jakichś małych czy coś. Od ludzi. Najlepiej sznaucerów średnich. No to szukałam. Ceny hodowców były delikatnie mówiąc, wygórowane. Średnio około 2000 zł za suczkę. Spoko.
Zrezygnowana, pod sam koniec maja, przypadkiem trafiłam na ogłoszenie Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Toruniu. I zobaczyłam moją miłość.
Pies w momencie jak zobaczyłam ogłoszenie, miał 8 miesięcy. I już wiedziałam, że jest mój. Pozostawała jeszcze jedna zasadnicza kwestia, a mianowicie przekonanie Mojego Mężczyzny, że ten pies jest nam właśnie pisany. Łatwo nie było, ale się udało. 13. czerwca Rogal, bo tak go nazwaliśmy, opuścił schronisko.

Oczywiście w domu rewolucja, bo pies. Pierwszego dnia, a właściwie poranka, obudził nas o 5.50. Przecież to najlepsza pora na spacer! No nic, z psem wyjść trzeba, rady nie ma. Ale docelowo chcieliśmy go nauczyć wstawać o 7. No, może o 7.30. Udało się.
W związku z faktem psa w domu, ja jako dobra "psia mama" postanowiłam zaopatrzyć mojego pupila nie tylko w dobrej jakości karmę i inne niezbędne komponenty typu szampon, adresówka, obroża, szczotka czy smycz ale też w smakołyki. W myśl zasady - ja mam czekoladki i ciastka, pies tez coś od życia mieć musi. Tyle - że to pies. Więc smakołyki muszą być psie. To podstawa. Czekolada dla psiaków jest zabójcza a też nie chciałam go uczyć, że może dostać to, co i my jemy. Znaczy może. Ale nie zawsze.
I tu na naszej drodze pojawił się sklep Martis . Prowadzony przez przesympatyczną panią Martę, która zawsze doradzi, co może być dla pupila najlepsze. Produkty w sklepie Martis, są przede wszystkim z naturalnych składników i są też bardzo dobrej jakości, w związku z tym, wiem co mój pies je.Poza tym, u Pani Marty widać i słychać nawet w zwykłej rozmowie, że psy są jej pasją, a to też wiele znaczy. W związku z powyższym, Rogal dostaje i dostawać będzie raz w miesiąc wielką paczkę pełną smakołyków.
Kolejnym miłym zaskoczeniem była dla nas akcja Pedigree . Po pierwsze, "lipiec miesiącem zdrowych zębów". Bardzo często właściciele psów nie wiedzą, ze zęby psa są tak samo ważne jak zęby człowieka i że trzeba o nie dbać. Tak jak my myjemy zęby pastą i szczoteczką, tak i psy powinny. No nie pastą i szczoteczką, ale są przecież różne różniste przysmaki wspomagające prawidłowy wzrost i pomagające utrzymać higienę jamy ustnej psa. Chociażby DentaStix, które Rogal wprost uwielbia. W związku z akcją Pedigree, wybraliśmy się do jednego z objętych akcją gabinetów weterynaryjnych i tam też sprawdziliśmy ogólny stan uzębienia Rogala. Oczywiście nie obyło się bez DentaStixów.
Inną, też moim zdaniem trafioną akcją Pedigree, jest stworzenie platformy psadoptuj.pl . To miejsce, gdzie ktoś, kto bardzo chce posiadać psa, może go wyszukać w bazie psów ze schroniska, z którymi Pedigree współpracuje. Bardzo fajna opcja, szczególnie, że schroniska są obecnie przepełnione. Są wakacje, więc niestety, zdarza się, że nie ma z psem co zrobić, pies jest "problemem" więc właściciele pozbywają się go. nie mówię, że wszyscy. Ale są tacy. Na 90% nasz Rogal podzielił taki los, tyle, że jego znaleziono w czasie ferii, jako 6-miesięcznego szczeniaka w pobliżu "wylotówki" na Warszawę. Poza tym, na platformie można znaleźć wiele ważnych informacji dotyczących tego, co po adopcji: na co zwrócić uwagę, co jest istotne przy uczeniu pierwszych zachowań, jak postępować ze szczeniakiem i wiele innych.
No i ostatnia rzecz, o której chciałam napisać. Rogal, jako zwierzak ze schroniska miał pewne braki socjalizacyjne. Nie jakieś ogromne, ale jednak. Chociażby to, że bał się (i nadal trochę boi) dużych psów. Albo to, ze nie do końca wiedział jak się bawić z innymi psami. Znaleźliśmy miejsce, gdzie Rogal ma szansę poznać inne psy i bawić się z nimi, tym samym oswajając się z większymi od niego. Mowa tutaj o Psim Parku przy Schronisku Dla Bezdomnych Zwierząt w Toruniu, prowadzonym z inicjatywy pana Marka Szrejtera. To miejsce, gdzie za drobną opłatą, przekazywaną na rzecz schroniska, można w określonych godzinach przyjść z psem i dać upust jego energii. Pies ma szansę socjalizować się ze swoimi kumplami, przełamać pewne bariery strachu, jeśli takowe istnieją, a przy okazji można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat pielęgnacji czy wychowania psa. Tam na przykład dowiedziałam się, że bardzo dobrą metodą na lśniącą i niewypadającą sierść psa jest...wsypywanie mu odrobiny siemienia lnianego raz dziennie do karmy. Nie wpadłabym na to, a działa i są efekty. Tak samo jak oduczanie psa złych zachowań. Wcale nie klapsem w tyłek, a chociażby zastawieniem dostępu do danego miejsca bądź też konsekwentnym zrzucaniem psa i odtrącaniem go o miejsca do którego bardzo chciałby się dostać(u nas są to blaty w kuchni).
Rogal jest z nami dopiero od ponad miesiąca. Wiem natomiast, że nie wyobrażam sobie dnia bez tego kochanego wariata. Niesamowite uczucie, kiedy leżysz przykryta kołdrą po sam czubek głowy, bo kaszel, bo katar, bo choroba, a pies przyjdzie i zacznie cię lizać. Bo przecież mama chora! A potem, jak już wstaniesz, pogłaskasz i zapewnisz, ze nie umierasz, zniknie za winklem by za chwilę przynieść w zębach smycz. No to skoro nie umierasz, to chodź na spacer!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz