Wczoraj miałam oglądać drugą część True Detective, ale poddałam się. Nie zdzierżyłam. Nie wiem w zasadzie czemu. Niby Colin Farrell, niby klimat, niby wszystko po staremu. A jednak nie. W efekcie poszłam spać usypiana przez przeurocze mudkipy.
Gdybym jednak nie miała żadnego powodu, notka by w ogóle nie powstała. Jak wiadomo, porażki, a za taką właśnie uznać można moje "starcie" z True Detective, motywują do działania. Przynajmniej mnie. W związku z tym, znów starając się robić wszystko, tylko nie to co trzeba, obejrzałam kolejny odcinek Orange Is The New Black.

Na samym początku poznajemy naszą główną bohaterkę, która w wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń, trafia do takież właśnie placówki. Niekoniecznie jest ona uradowana tym faktem. Piper, bo o niej mowa, dobrowolnie poddaje się karze, mając nadzieję "odbębnić swoje" i wrócić na łono wolności. Bo przecież ma życie! Ma narzeczonego! Rodzinę...No dobra, może nie idealną, ale jednak! I przeszłość, którą raczej średnio można się pochwalić przy rodzinnym stole.
Początkowo to oczywiście nasz bohaterka i jej losy są głównym wątkiem serialu. Jednakże z każdym kolejnym odcinkiem, pojawiają się nowe postaci oraz nowe historie.
Mamy moją ukochaną Rosjankę Galinę, która zajmuje się więzienną kuchnią. Mamy narkomankę Nicky, która z jakiegoś powodu budzi moją sympatię, mimo iż paradoksalnie nie jest ona pozytywną postacią. Mamy środowisko czarnych, na czele z Taystee. No i są tez hiszpanki i meksykanki, stanowiące zdecydowanie, jeśli nie najsilniejszą, to na pewno najbardziej charakterystyczną grupę w serialu. Mowa tu jedynie o więźniarkach, jednakże wymieniając postaci, nie można w żaden sposób pominąć zarządu więzienia z Nathalie Fig na czele. Albo nie wspomnieć chociażby słowem o Mr Caputo czy terapeucie - kuratorze Mr Healy (!). No i są historie. Dużo historii.
O historiach chciałam własnie powiedzieć więcej. Już wyjaśniam czemu. Tak jak dwa pierwsze sezony OITNB były w miarę spójną, jedną, ciągłą opowieścią, tak teraz to wrażenie gdzieś zanika. Obejrzałam już 4 odcinki 3 sezonu i niestety, nie porywają już tak bardzo jak dwa poprzednie sezony. Niestety odnoszę wrażenie, że 3 sezon powstał na zasadzie "historia tygodnia".
Ma to swoje dobre i złe strony. Zacznę może od tych dobrych. I nie dlatego że jest ich mniej czy coś. Po prostu łatwiej pisać o rzeczach dobrych, aniżeli o złych. Podoba mi się to, że tak jak np średnio darzyłam sympatią jedną z więźniarek, zwaną przez wszystkich Boo, tak teraz jest ona dla mnie bardziej zrozumiała. I chyba właśnie taki jest cel wplatania w każdy odcinek swego rodzaju flash backów poszczególnych bohaterek. To pomaga zrozumieć, może odrobinę bardziej wczuć się w sytuację danej postaci. Cały czas żyję nadzieją, ze jest po temu jakiś większy sens. Póki co go nie widać. Ale każdy jeden kolejny odcinek napawa mnie nadzieją.
Kolejną kwestią są dialogi, które nadal są dowcipne i zabawne, pasują do sytuacji a nawet są autentyczne. Reżyser także stara się jak najtrafniej zobrazować sytuacje przedstawiane akurat w danym momencie fabuły i idzie mu całkiem nieźle. Nie chciałabym, żeby moje oglądanie OITNB sprowadzało się do tego, ze oglądam tylko ze względu na dialogi, czy reżyserię. Chciałabym dostać od tego serialu coś więcej.
To byłoby na tyle jeśli chodzi o rzeczy dobre w 3 sezonie. Straszliwie z kolei irytuje mnie fakt swego rodzaju nie kończeni wątków. Nie chcę spoilować za dużo, ale naprawdę, niektóre sytuacje aż proszą się o wyjaśnienie - a nie są w żaden sposób wyklarowane. I tak jak wyżej - cały czas łudzę się, że zostaną wyjaśnione. Chociażby w jakimkolwiek stopniu.
Najgorsze jest to, ze zupełnie nie mam pojęcia w jakim kierunku zmierza trzecia seria OITNB. Co prawda Netflix wypuścił wszystkie odcinki serii na raz, ale staram się sobie to jakoś rozsądnie dawkować.
Przy całym tym moim "nie wiem co z tym serialem dalej" jedna rzecz jest niezmiennie dobra - opening. Piosenka rozpoczynająca. Jak zwał tak zwał. Kawałek jest świetny, czołówka sama w sobie też:
Tak, to jedno niezmiennie jest dobre. I tak jak zwykle skipuję wszelkiego rodzaju piosenki rozpoczynające, no bo ileż można, tak ten kawałek zawsze musi wybrzmieć do końca. Bo jest zwyczajnie dobry.
Nie mam chyba nic więcej mądrego do powiedzenia odnośnie OITNB. Czas pokaże jak rozwinie się ta trzecia seria dalej. Tymczasem zostawiam Was z piosenką otwierającą. Może zachęci Was do obejrzenia chociażby dwóch pierwszych sezonów. Bo serio, są warte obejrzenia. A jeśli nie, to przynajmniej posłuchacie fajnej piosenki.
Oho! Zdaje się, że już wiem jaki serial będę oglądać gdy skończą się te, które oglądam teraz :D
OdpowiedzUsuń