wtorek, 4 listopada 2014

Bardzo zdolna szansonistka - relacja z koncertu jubileuszowego Renaty Przemyk w Toruniu

Byłam w swoim życiu już na wielu koncertach. Wielokrotnie miałam okazję uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych - mniejszych bądź większych. Za każdym razem, doświadczałam niesamowitych emocji, za każdym razem, czułam niesamowitą energię. Jednakże koncertów, na których wzruszyłam się niemalże do łez, na których przeżywałam muzykę całą sobą, było niewiele. Jednakże, jeśli już były, to zapisały się w mojej pamięci trwale i mocno. Do takich koncertów, bez wątpienia należał ten niedzielny - koncert, z okazji jubileuszu 25-lecia pracy artystycznej Renaty Przemyk.


Gdybym miała wybrać jedno słowo, by opisać atmosferę, scenografię, muzykę i wszystko, czego miałam okazję doświadczyć zaledwie w niecałe dwie godziny, miałabym spory problem ze znalezieniem takowego. Jedynym, które w tym momencie przychodzi mi na myśl, jest słowo "magicznie". Tak, to zdecydowanie był magiczny koncert. Począwszy od samego miejsca, poprzez niesamowitą scenografię, kapitalny repertuar, a kończąc na gwieździe wieczoru - artystce niepokornej, z olbrzymim talentem i, jak nie omieszkał powiedzieć prowadzący koncert, zdecydowanie zdolnej szansonistce - Renacie Przemyk.

Sam fakt tego, że na miejsce koncertu, wybrany został toruński Dwór Artusa, jest moim zdaniem strzałem w 10. Piękne, olbrzymie i bogato zdobione sale, z bardzo dobrą akustyką a dodatkowo ogromne, gotyckie okna - wszystko to, sprawiło, że widz miał wrażenie jakby wchodził do jakiegoś bardzo tajemniczego, a zarazem pięknego świata. Całości dopełniała bardzo oryginalna i nietuzinkowa scenografia. Jej tło, wykonane ze srebrnego połyskliwego materiału, zostało przyozdobione obrazami, na których w trakcie koncertu, wyświetlane były fragmenty teledysków artystki ale także bardzo surrealistyczne wizualizacje, zdecydowanie wpisujące się w klimat wydarzenia. Wisienką na torcie bez wątpienia były delikatne, szklane żarówki ustawione na scenie bardzo nieregularnie, jednakże taki sposób, by w żadnym wypadku nie przeszkadzały widzowi.

Zasiedliśmy z Moim Mężczyzną na przydzielonych nam miejscach i czekaliśmy z niecierpliwością na pojawienie się artystki na scenie. W tym miejscu, chciałabym zaznaczyć, że koncert z okazji jubileuszu 25-lecia pracy artystycznej Renaty Przemyk, nie był w moim przypadku pierwszym koncertem, na którym byłam. W marcu, miałam okazję uczestniczyć w koncercie z projektem Akustik Trio, który to miał miejsce w toruńskiej OdNowie. 

W końcu, artystka pojawiła się na scenie, witana gromkimi owacjami. Już od pierwszych minut, czuło się niesamowicie pozytywną aurę. Gdy zabrzmiały pierwsze wokalizy, zaczęłam przenosić się w zupełnie inny wymiar.

Potem było już tylko lepiej. Renata Przemyk niejako usiadła za kierownicą magicznego pojazdu i postanowiła, zresztą bardzo słusznie, zabrać całą widownię w wyjątkową podróż. Podróż w czasie, w przeszłość. Cel był zdecydowanie jeden - przeżyć jeszcze raz, choć zupełnie na innej płaszczyźnie, historie których w jej piosenkach nigdy nie brakowało. 

"Kochaj mnie jak wariat", "Zero", "Ile krwi" czy chociażby "Ten Taniec" - to tylko niektóre z utworów, które tego wieczora wybrzmiały w toruńskim Dworze Artusa. Brzmiały jednakże zupełnie inaczej, niż ich wersje znane mi z płyt. Zagrane w szczególny sposób, niektóre w zupełnie nowych aranżacjach - początkowo myślałam, że to chyba nie do końca dobry pomysł - jednakże z każdą piosenką nabierałam przekonania, że pomysł jest fantastyczny, a piosenki, mimo upływu lat, są nadal aktualne.

Oczywiście Renata Przemyk nie byłaby sobą, gdyby jej koncertowi nie towarzyszyła zmiana butów. Uważam, że to świetne rozwiązanie jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju wycieczki muzyczne. Buty, i nie tylko buty, artystka zmieniała także podczas koncertów z Akustik Trio. W końcu co racja to racja - na wycieczkę, trzeba zabrać solidne buty, by móc wygodnie iść drogą do wyznaczonego sobie celu.

Niesamowita jest dla mnie jednak przede wszystkim autentyczność sceniczna artystki. To, jak mocno odczuwa muzykę i z jaką energią stara się przekazać swoje emocje widzowi, jest dla mnie wprost niepojęte. Renata Przemyk jest szczera do bólu i prawdziwa, jak mało kto. Ubrana w odświętną, czerwoną sukienkę, na scenie wydawała się być małą dziewczynką, która bardzo chce podzielić się z publicznością tym, co ma najlepsze. Takie urodziny, tylko muzyczne. 

Finał koncertu był jednak chyba największym zaskoczeniem. Nie będę ukrywała, że piosenka "Kochana" pierwotnie wykonywana w duecie z Katarzyną Nosowską, jest mi szczególnie bliska. Z wielu powodów jednakże chyba najważniejszym jest to, że była swoistym hymnem, którego wraz z moją przyjaciółką, z czasów podstawówki i gimnazjum, słuchałyśmy kiedy było nam źle. Był niejako mówieniem sobie: "Nie przejmuj się, będzie dobrze, damy radę. Kto, jeśli nie my?". Za każdym razem, kiedy słucham tej piosenki, czuję swego rodzaju sentyment ale też ogromne wzruszenie. Na niedzielnym koncercie usłyszałam piosenkę w zupełnie nowej, bardzo mocnej, elektronicznej odsłonie i...Zakochałam się po raz drugi. Emocje wróciły, jednakże zupełnie inne - silniejsze, bardziej dosadne a wydźwięk piosenki nabrał
nowego znaczenia.

Dwa dni po koncercie wiem jedno - nadal siedzą we mnie emocje i energia, którymi poczęstowała mnie Renata Przemyk. Nadal obrazy są bardzo wyraźne a w uszach brzmią najpiękniejsze wokalizy artystki. To trochę taki kac, ale w zupełnie innym tego słowa znaczeniu - kac, który napełnia mnie pozytywną energią i daje siłę by realizować swoje marzenia. Jedno z nich - już dwa razy - zostało spełnione. Reszta czeka cierpliwie w kolejce i wiem, że nie będzie czekała długo na realizację.

1 komentarz:

  1. Szansonistka! Piękne słowo na wymarciu, jakie perełki na tym blogu ^^

    OdpowiedzUsuń